Dzieło św. Augustyna De Civitas Dei, napisane z niezrównanym rozmachem i elokwencją, jest wspaniałym wyrazem przyjętej przez rzesze późniejszych chrześcijan wizji historii człowieka. Zgodnie z tą wizją dzieje człowieka są historią zmagań, rywalizacji, walki, w której jedną ze stron jest, jak je określił Augustyn, Civitas Dei, Miasto Boże, drugą zaś — Miasto Doczesne albo Miasto Człowieka. Pierwsze poświęcone jest oddawaniu czci i służbie Panu; drugie natomiast służy zupełnie innemu władcy. Augustyn sądzi, że całą historię człowieka należy pojmować z punktu widzenia tych zmagań oraz że niemal każde przedsięwzięcie kulturowe, niezależnie od jego wielkości czy znaczenia, jest z nimi nierozerwalnie związane. Współcześnie nauka stanowi niezmiernie ważny aspekt życia intelektualnego. Oczywiście są tacy, którzy nie dostrzegają w niej nic prócz technologii, nic ponad środki do zaspokajania celów praktycznych, takich jak zwalczanie chorób i budowanie mostów lub pojazdów kosmicznych. Niewątpliwie są jednak w błędzie. Nauka rzeczywiście dokonała tych ważnych rzeczy, ale osiągnęła także coś więcej: dała nam dogłębny wgląd w nas samych i świat stworzony przez Boga. Odmieniła nasz intelektualny krajobraz. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałoby bez niej nasze życie intelektualne. Jeśli podążymy za Augustynem, powinniśmy przeto oczekiwać, że nauka także odgrywa ważną rolę w opisywanych przezeń zmaganiach.
Jednakże wedle idei bardzo popularnej od czasów Oświecenia nauka (przynajmniej ta uprawiana jak należy) stanowi chłodną, racjonalną, całkowicie bezstronną próbę dociekania prawdy o nas i naszym świecie, całkowicie wolną od ideologii, przekonań moralnych czy religijnego lub teologicznego zaangażowania. Oczywiście na tym obrazie ostatnio pojawiły się pewne pęknięcia. Warto jednak zauważyć, że szesnaście wieków temu Augustyn dostarczył racji na rzecz tezy, iż to pospolite przekonanie nie może być słuszne. Zbytnią naiwnością byłoby myślenie, że współczesna nauka jest religijnie i teologicznie neutralna, stoi beztrosko ponad tą augustiańską walką i nie odgrywa w niej żadnej roli. To może być prawdą w odniesieniu do pewnych części nauki: zagadnienia, takie jak wielkość i kształt Ziemi oraz jej odległość od Słońca, układ okresowy pierwiastków, dowód twierdzenia Pitagorasa, są w praktycznym sensie religijnie neutralne. Ale wiele innych obszarów nauki pod tym względem bardzo się od nich różni. W sposób ewidentny i zasadniczy uczestniczą one w starciu przeciwstawnych światopoglądów. Nie ma żadnej jasnej reguły orzekania, które części nauki są neutralne względem tego konfliktu, a które — nie. Oczywiście mamy tu do czynienia raczej z kontinuum niż jakimś prostym rozróżnieniem. Obowiązuje tu jednak pewna robocza, niepisana zasada: znaczenie określonego obszaru nauki dla tego konfliktu zależy od tego, jak dalece ten obszar zaangażowany jest w próbę zrozumienia nas samych jako ludzi. Możliwe, że występuje tu jeszcze inna zmienna: w jakim stopniu ten obszar jest „teoretyczny”, w sensie bycia nakierowanym na zrozumienie, nie zaś na opanowanie przyrody?
Bardzo interesujące byłoby dalsze zgłębienie tego zagadnienia, gdyż umożliwiłoby to dokładniejsze ustalenie, co rozumiem przez to, że nauka nie jest religijnie neutralna, oraz na jakie dokładnie sposoby chrześcijaństwo rzutuje na pojmowanie i aspekty praktyczne licznych istotnie różniących się od siebie nauk oraz części nauki. Pierwsze zagadnienie nie jest jednak przedmiotem zainteresowania tego artykułu, drugie wymaga zaś (oczywiście) bez porównania większej wiedzy na temat nauki niż jestem w stanie opanować. To problem ważki nie tylko dla filozofów, lecz także dla współpracującej ze sobą chrześcijańskiej wspólnoty naukowców i filozofów. Mój artykuł ma zaś charakter zdecydowanie bardziej programowy. Najpierw przytoczę trzy przykłady religijnej nieneutralności twierdzeń lub hipotez naukowych. Następnie będę argumentował, że chrześcijańska wspólnota akademicka i naukowa powinna uprawiać naukę na swój własny sposób, wychodząc od przyjęcia za pewnik tego, co wiemy jako chrześcijanie. (Poważnym mankamentem tej sugestii jest to, że obecnie jest równie niepopularna, jak heretycka. Będę jednak argumentował, że ma ona również niewątpliwą wartość — jest bowiem słuszna.) Jeden z zarzutów wobec tej sugestii jest uświęcony dictum, że warunkiem koniecznym należycie uprawianej nauki jest „naturalizm metodologiczny” lub (jak określa go Basil Willey) „prowizoryczny ateizm”. 3 Owo dictum to idea, że nauka, we właściwym jej rozumieniu, musi być wolna od przekonań bądź zaangażowań religijnych. Moim głównym celem w niniejszym artykule jest zgłębienie, zrozumienie, omówienie i ocena tego twierdzenia oraz argumentów na jego rzecz. Jestem aż nadto świadom, że to, co mam do powiedzenia, ma charakter wstępny oraz niepełny, a więc nie różni się zbytnio od szeregu sugestii dla programów badawczych w filozofii chrześcijańskiej.
Czy nauka jest religijnie neutralna?
Alvin Plantinga – Naturalizm metodologiczny?
Alvin Plantinga, „Methodological Naturalism?”, w: Jitse M. van der Meer(ed.), Facets of Faith and Science: Volume 1: Historiography and Modes of Interaction, The Pascal Centre for Advanced Studies in Faith and Science & University Press of America, Inc., Lanham — New York — London 1996, s. 177-221.
Przekład z języka angielskiego: Radosław Plato; Filozoficzne Aspekty Genezy 2014, t. 11
Streszczenie
W ramach filozoficznej doktryny naturalizmu metodologicznego utrzymuje się, że warunkiem uznania jakiegokolwiek badania świata za „naukowe” jest to, że nie może ono odwoływać się do stwórczego działania Boga (ani żadnego innego rodzaju działalności Bożej). Twierdzi się, że metody nauki „nie dają żadnego punktu oparcia” dla sądów teologii — nawet jeśli te ostatnie są prawdziwe — i dlatego teologia nie może wpływać na wyjaśnienia naukowe lub uzasadnianie teorii. Mówi się zatem, że nauka ma być religijnie neutralna, choćby dlatego, że nauka i religia z samej swej natury są odrębne pod względem epistemicznym. Jednakże rzeczywista praktyka i treść nauki podważa to twierdzenie. W wielu dziedzinach nauka bynajmniej nie jest religijnie neutralna. Co więcej, argumenty zazwyczaj przytaczane na rzecz naturalizmu metodologicznego obarczone są rozmaitymi poważnymi wadami.
Filozoficzna doktryna naturalizmu metodologicznego jest wadliwa. Ponadto ani twierdzenia dotyczące definicji lub zasadniczej natury nauki, ani teologiczne presupozycje (na przykład „funkcjonalna integralność”) nie mogą udzielić należytego poparcia naturalizmowi metodologicznemu. Można jednak znaleźć mocniejsze poparcie dla tej doktryny w ramach tego, co można nazwać „nauką duhemowską” — to znaczy takich badań empirycznych, które na wspólnej płaszczyźnie uprawiają wszystkie frakcje, niezależnie od jakichkolwiek założeń metafizycznych, jakie mogą utrzymywać tylko niektórzy badacze. Nauka duhemowska jest zatem „maksymalnie globalna”. „Nauka augustiańska” zaś może posługiwać się konkretnymi założeniami teologicznymi lub filozoficznymi. Ideał nauki duhemowskiej nie powinien wykluczać nauki augustiańskiej: obie stanowią zasadne formy badań.
Alvin Plantinga – Naturalizm metodologiczny? [pdf]
- Fizyka a doświadczenie potoczne – Andrzej Łukasik - 16 grudnia 2024
- Koncepcja nauki Philipa Kitchera – Anna Starościc - 6 grudnia 2024
- Od Kopernika do kwantowej grawitacji. Debata Kopernikańska w Toruniu - 5 grudnia 2024
Jeden komentarz do „Alvin Plantinga – Naturalizm metodologiczny?”
To bardzo szkodliwy tekst. To, co on nazywa „nauką duhemowską”, to po prostu nauka. Jej celem jest dostarczenie wiedzy obiektywnej, tj., zgodnie z określeniem Kanta, koniecznie powszechnie ważnej, czyli takiej, którą MUSI zaakceptować każdy badacz dobrze poinformowany (tj. dysponujący pełną dostępną ewidencją na jej rzecz) i kompetentny (tj. zdolny w pełni zrozumieć i ocenić tę ewidencję). Wierzenie nie ma takiego charakteru, więc wyznawanie ani niewyznawanie takich czy innych wierzeń nie może być kryterium kompetencji. Nie wszystkie twierdzenia traktowane jako wiedza w rmach ewentualnej „nauki nieduhemowskiej” byłyby więc wiedzą naukową w zwykłym sensie.
Ewidentnym celem takiego zliberalizowania kryteriów naukowości jest nadanie wierzeniom statusu wiedzy, co jednak nie może się udać, więc można tylko się samookłamywać, że się to udało. Wręcz przeciwnie, może to doprowadzić do zdegradowania rzetelnej wiedzy przez zrównanie jej w oczach szerokiego ogółu z wierzeniami. Co więcej, sam zwolennik takiego zabiegu może przeżyć kryzys wiary, jeśli uświadomi sobie charakter uzurpacji, na której próbował budować. Co najmniej zaś, ośmieszy się w oczach osób, które ją sobie uświadamiają.
Argument na rzecz naturalizmu metodologicznego w naukach empirycznych można zaś oprzeć na obowiązującej w nich zasadzie testowalności, która właśnie zapewnia ich wynikom obiektywność. Testy powinny być powtarzalne, aby możliwe było niezależne sprawdzenie testu. Specyfiką zaś hipotez na temat bytów nadprzyrodzonych jest ich nietestowalność. Trudno np. wyobrazić sobie doprowadzenie teizmu do takiej postaci, by był powtarzalnie testowalny. Można wręcz obawiać się, że każda taka próba byłaby bluźnierstwem, de facto czyniąc Boga elementem przyrody, podatnym na badanie w ramach nauk przyrodniczych.