Nowe oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem
Steven Pinker
Każdy, kto sądzi, że świat się kończy, powinien na nowo przemyśleć sprawę: ludzie żyją dłużej, są coraz zdrowsi, bardziej wolni i szczęśliwi, a chociaż świat stoi przed obliczem poważnych problemów, rozwiązania kryją się w oświeceniowym ideale stosowania rozumu i nauki.
Czy świat naprawdę się rozpada? Czy ideał postępu się zdezaktualizował? W tej błyskotliwie napisanej ocenie kondycji ludzkiej w trzecim tysiącleciu psycholog poznawczy i intelektualista Steven Pinker nakłania nas, abyśmy się nie koncentrowali na krzykliwych nagłówkach i proroctwach zagłady, które wydobywają z nas najgorsze skrzywienia poznawcze. Zamiast tego radzi skupić się na faktach: na siedemdziesięciu pięciu zdumiewiających wykresach Pinker pokazuje, że życie, zdrowie, dostatek, bezpieczeństwo, pokój, wiedza i szczęście wzrastają nie tylko na Zachodzie, lecz na całym świecie. Motorem tego postępu nie jest jakaś kosmiczna czy mistyczna siła. Jest on dobrodziejstwem Oświecenia: przekonania, że wiedza może się przyczynić do poprawy ludzkiego losu.
Pinker analizuje źródła sceptycyzmu i strachu. Czy ludzie są ze swej istoty irracjonalni? Czy do ugruntowania moralności potrzebujemy religii? Czy nowoczesność wpędziła nas w samotność i skłonności samobójcze? Czy żyjemy w „epoce postprawdy”? W „epoce terroru”? Czy wszystko się zawali w apokalipsie wojny jądrowej, niedoboru zasobów, zmian klimatycznych i zerwanej z uwięzi sztucznej inteligencji?
Z intelektualną głębią i literacką swadą Steven Pinker przedstawia argumenty za rozumem, nauką i humanizmem: ideałami, których potrzebujemy, aby zmierzyć się z naszymi problemami i podtrzymać postęp ludzkości.
- Tytuł: Nowe Oświecenie
- Autor: Steven Pinker
- Wydawnictwo Zysk i S-ka
- Rok wydania: 2018
- Ilość stron: 650
- ISBN: 9788381164771
ROZDZIAŁ 1
ODWAŻ SIĘ POSŁUGIWAĆ WŁASNYM ROZUMEM!
Czym jest Oświecenie? W eseju z 1784 roku z tym pytaniem w tytule Immanuel Kant odpowiedział, że „Oświecenie to wyjście człowieka z zawinionej przez niego niedojrzałości”, „gnuśności i tchórzliwości”, z jaką poddają się „dogmatom i formułom” zwierzchności religijnej lub politycznej. Motto oświecenia, oznajmił, brzmi: „Odważ się posługiwać własnym rozumem!”, a jego podstawowym postulatem jest wolność myśli i słowa. „Jedna epoka nie może zawrzeć paktu, który uniemożliwiłby następnym epokom poszerzanie horyzontów, zwiększanie wiedzy i usuwanie błędów. Byłaby to zbrodnia przeciwko ludzkiej naturze, której immanentnym przeznaczeniem jest taki właśnie postęp”.
Dwudziestopierwszowieczne sformułowanie tej samej idei można znaleźć w obronie Oświecenia napisanej przez fizyka Davida Deutscha, zatytułowanej The Beginning of Infinity. Deutsch przekonuje, że jeśli odważymy się rozumieć, postęp będzie możliwy na wszystkich polach, naukowym, politycznym i moralnym:
Optymizm (w sensie, który tutaj propaguję) jest teorią, że wszystkie porażki — całe zło — wynikają z niedostatecznej wiedzy. (…) Problemy są nie do uniknięcia, ponieważ nasza wiedza zawsze będzie bardzo niepełna. Niektóre problemy są trudne, ale błędem byłoby mylić trudne problemy z problemami, których prawdopodobnie nie uda się rozwiązać. Problemy są rozwiązywalne, a każde konkretne zło jest problemem, który można rozwiązać. Optymistyczna cywilizacja jest otwarta, nie boi się innowacji i opiera się na tradycjach krytyki. Jej instytucje ciągle się udoskonalają, a najważniejsza wiedza, którą w sobie niosą, to wiedza o tym, jak wykrywać i eliminować błędy.
Co to jest Oświecenie z wielkiej litery? Nie ma oficjalnej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ granic czasowych epoki nazwanej w eseju Kanta nigdy nie wyznaczono za pomocą ceremonii otwarcia i zamknięcia, jak na olimpiadzie, a jej założeń nie zawarto w żadnej przysiędze ani wyznaniu wiary. Oświecenie zwykle umiejscawia się w ostatnich dwóch trzecich XVIII wieku, chociaż rozwinęło się z rewolucji naukowej i epoki rozumu w XVII wieku i miało swoje przedłużenie w okresie świetności klasycznego liberalizmu w pierwszej połowie XIX stulecia. Pod wpływem wyzwań dla utartych przekonań ze strony nauki i wypraw badawczych, pamiętając o rozlewie krwi związanym z niedawnymi wojnami religijnymi i korzystając z łatwości ruchu idei i ludzi, myśliciele Oświecenia dążyli do nowego zrozumienia kondycji ludzkiej. Epoka ta była rogiem obfitości idei, w tym także wzajemnie sprzecznych, ale spajały je ze sobą cztery wątki: rozum, nauka, humanizm i postęp.
Na pierwszym miejscu stoi rozum. Rozum jest nienegocjowalny. Jak tylko zacznie się dyskusja o kwestii, po co mamy żyć (i każdej innej), to jeśli chcemy, żeby nasze odpowiedzi, takie czy inne, były racjonalne, uzasadnione albo prawdziwe, a tym samym aby inni ludzie w nie uwierzyli, musimy opowiedzieć się po stronie rozumu i poddać nasze przekonania weryfikacji według obiektywnych norm. Jeśli myślicieli oświeceniowych coś ze sobą łączyło, to naleganie, abyśmy zastosowali normy rozumu do zrozumienia naszego świata i nie odwoływali się do generatorów złudzeń, takich jak wiara, dogmat, objawienie, autorytet, charyzma, mistycyzm, wróżbiarstwo, wizje, intuicja czy hermetyczne egzegezy świętych tekstów.
To rozum kazał większości myślicieli oświeceniowych odrzucić wiarę w antropomorficznego Boga, który interesuje się ludzkimi sprawami. Zastosowanie rozumu ujawniło, że doniesienia o cudach były wątpliwe, że autorzy świętych ksiąg mieli swoje ludzkie przywary, że naturalne wydarzenia nie zważały na dobro ludzi oraz że różne kultury wierzyły we wzajemnie wykluczające się bóstwa, w jednakowym stopniu sprawiające wrażenie wytworów wyobraźni. (Jak napisał Monteskiusz: „Gdyby trójkąty miały swojego Boga, przypisałyby mu trzy boki”). Mimo to nie wszyscy myśliciele oświeceniowi byli ateistami. Zdarzali się wśród nich deiści (nazwani tak dla odróżnienia od teistów), którzy uważali, że Bóg wprawił wszechświat w ruch, a potem się wycofał, pozwalając mu istnieć zgodnie z prawami natury. Inni byli panteistami, a posługiwali się pojęciem Boga jako synonimem praw natury. Tylko nieliczni jednak powoływali się na ustanawiającego prawa, czyniącego cuda i płodzącego syna Boga Pisma Świętego.
Wielu dzisiejszych autorów myli oświeceniowe głoszenie prymatu rozumu z mało wiarygodną tezą, że ludzie są podmiotami doskonale racjonalnymi. Trudno o bardziej ahistoryczne stwierdzenie. Tacy myśliciele, jak Kant, Baruch Spinoza, Thomas Hobbes, David Hume i Adam Smith, byli dociekliwymi psychologami, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z naszych irracjonalnych namiętności i słabostek. Przekonywali, że możemy je przezwyciężyć tylko poprzez wskazanie wspólnych źródeł szaleństwa. Świadome stosowanie rozumu uważali za konieczne właśnie dlatego, że nasze wrodzone nawyki myślowe nie są szczególnie racjonalne.
To prowadzi nas do drugiego ideału — nauki, doskonalenia rozumu w celu zrozumienia świata. Rewolucyjność rewolucji naukowej trudno dzisiaj docenić, ponieważ jej odkrycia większości z nas weszły w krew. Historyk David Wootton przypomina, jak rozumiał świat wykształcony Anglik w 1600 roku, w przededniu rewolucji naukowej:
Wierzył, że czarownice mogą wywołać sztormy, które zatapiają statki na morzu. (…) Wierzył w wilkołaki, chociaż tak się składa, że w Anglii ich nie ma — wiedział, że można je znaleźć w Belgii. (…) Wierzył, że Circe naprawdę zamieniła załogę Odyseusza w świnie. Wierzył, że myszy rodzą się z niczego w stertach słomy. Wierzył we współczesnych czarodziejów. (…) Widział róg jednorożca, chociaż nie samego jednorożca.
Wierzył, że ciało zamordowanego będzie krwawiło w obecności mordercy. Wierzył, że istnieje maść, która wyleczy ranę, jeśli natrze się nią sztylet, który tę ranę zadał. Wierzył, że kształt, kolor i faktura rośliny mogą dostarczać wskazówek co do jej działania leczniczego, ponieważ Bóg tak zaprojektował naturę, aby ludzkość umiała ją interpretować. Wierzył, że można zamienić pospolite metale w złoto, chociaż wątpił, czy ktokolwiek wie, jak to zrobić. Wierzył, że natura nie znosi próżni. Wierzył, że tęcza jest znakiem od Boga, a komety zwiastują zło. Wierzył, że sny przepowiadają przyszłość, nawet jeśli nie zawsze umiemy je zinterpretować. Wierzył oczywiście, że Ziemia stoi w miejscu, a słońce i gwiazdy obracają się wokół niej raz na dwadzieścia cztery godziny.
Po upływie stu trzydziestu lat wykształcony potomek tego Anglika już w to wszystko nie wierzył. Była to ucieczka nie tylko od niewiedzy, ale również od strachu. Socjolog Robert Scott zwraca uwagę, iż średniowieczna „wiara w to, że codziennym życiem zawiaduje jakaś zewnętrzna siła, przyczyniała się do swoistej zbiorowej paranoi”:
Ulewy, grzmoty, błyskawice, wichury, zaćmienia Słońca albo Księżyca, ostre mrozy, upały, susze i trzęsienia ziemi uchodziły za znaki i sygnały niezadowolenia Boga. W rezultacie wszystkie sfery życia zamieszkiwały „chochliki strachu”. Morze było szatańską dziedziną, a las zaludniały drapieżne zwierzęta, ogry, wiedźmy, demony, a także najzupełniej realni zbójcy i rzezimieszki. (…) Również po zmroku świat wypełniały omeny zwiastujące najróżniejsze niebezpieczeństwa: komety, meteoryty, spadające gwiazdy, zaćmienia Księżyca, skowyty dzikich zwierząt.
Według myślicieli oświeceniowych ucieczka od niewiedzy i zabobonu dowodziła, jak bardzo błędne mogą być nasze utarte przekonania i że drogę do rzetelnej wiedzy wskazują metody nauki — sceptycyzm, falsyfikowalność, otwarta debata i empiryzm.
Wiedza ta obejmuje nasze zrozumienie samych siebie. Wątek potrzeby „wiedzy o człowieku” łączył ze sobą myślicieli oświeceniowych, którzy nie zgadzali się ze sobą w wielu innych sprawach, takich jak: Monteskiusz, Hume, Smith, Kant, Nicolas de Condorcet, Denis Diderot, Jean-Baptiste d’Alembert, Jean-Jacques Rousseau i Giambattista Vico. Ich przekonanie, że istnieje coś takiego jak uniwersalna ludzka natura i że można ją badać naukowo, czyniło z nich prekursorów nauk, które zyskały swoje nazwy dopiero parę stuleci później. Byli neurokognitywistami, którzy usiłowali wyjaśnić myślenie, emocje i psychopatologie w kategoriach fizycznych mechanizmów mózgowych. Byli psychologami ewolucyjnymi, którzy dążyli do scharakteryzowania życia w stanie natury i rozpoznania zwierzęcych instynktów „wlanych w nasze serca”. Byli psychologami społecznymi, którzy pisali o przyciągających nas do siebie nawzajem uczuciach moralnych, konfliktujących nas egoistycznych namiętnościach i krótkowzrocznych słabostkach, które niweczą najstaranniej ułożone plany. Byli wreszcie antropologami kulturowymi, którzy zgłębiali kroniki podróżników i odkrywców w poszukiwaniu informacji zarówno o ludzkich uniwersaliach, jak i o różnorodności zwyczajów i obyczajów w kalejdoskopie kultur świata.
Idea uniwersalnej ludzkiej natury przywodzi nas do trzeciego tematu — humanizmu. Myśliciele epoki rozumu i Oświecenia dostrzegali pilną potrzebę świeckich fundamentów moralności, ponieważ dręczyły ich historyczne wspomnienia o stuleciach religijnej rzezi: krucjat, inkwizycji, polowań na czarownice, europejskich wojen religijnych. Położyli owe fundamenty w postaci tego, co dzisiaj nazywamy humanizmem — koncepcji stawiającej dobro poszczególnych mężczyzn, kobiet i dzieci wyżej od chwały plemienia, rasy, narodu bądź religii. To jednostki, a nie grupy są istotami czującymi — odczuwają przyjemność i ból, spełnienie i udrękę. Czy sformułuje się to jako cel zapewnienia największego szczęścia największej liczbie ludzi, czy jako imperatyw kategoryczny traktowania ludzi jako celów samych w sobie, a nie środków do celu, zwrócili oni uwagę na uniwersalną zdolność człowieka do przeżywania cierpienia i szczęścia, która odwołuje się do naszej moralnej troski.
Na szczęście ludzka natura przygotowuje nas do zareagowania na to wezwanie. A to dlatego, że obdarzyła nas współczuciem — emocją, którą można również nazwać życzliwością, litością i empatią. Jako że jesteśmy wyposażeni w zdolność do współodczuwania z innymi, nic nie stoi na przeszkodzie, aby krąg współczucia rozszerzył się z rodziny i plemienia na całą ludzkość, zwłaszcza że rozum skłania nas do uświadomienia sobie, że ani my sami, ani grupy, do których należymy, nie mogą być jakoś szczególnie zasłużone. Świadomość ta wymusza kosmopolityzm — uznanie naszego obywatelstwa w świecie.
Humanistyczna wrażliwość skłoniła myślicieli oświeceniowych do potępienia nie tylko przemocy religijnej, ale również świeckich okrucieństw ich epoki, takich jak niewolnictwo, despotyzm, kara śmierci za drobne przestępstwa, choćby kradzież sklepowa i kłusownictwo, oraz sadystyczne kary, jak chłosta, obcięcie kończyny, nabicie na pal, wypatroszenie, łamanie kołem i spalenie na stosie. Oświecenie bywa czasem nazywane rewolucją humanitarną, ponieważ doprowadziło do zniesienia barbarzyńskich praktyk, które przez tysiąclecia powszechnie występowały we wszystkich cywilizacjach świata.
Jeśli zniesienie niewolnictwa i okrutnych kar nie jest postępem, to nic nie zasługuje na to miano — to zaś przywodzi nas do czwartego ideału Oświecenia. Skoro nauka poszerza nasze zrozumienie świata, a rozum i kosmopolityzm poszerzają krąg współczucia, ludzkość może dokonać postępu myślowego i moralnego. Nie musi się godzić na nieszczęścia i irracjonalizm teraźniejszości ani też cofać zegara do utraconej złotej ery.
Oświeceniowej wiary w postęp nie należy mylić z dziewiętnastowieczną romantyczną wiarą w mistyczne siły, prawa, dialektyki, walki klasowe, procesy dziejowe, przeznaczenia, epoki człowieka i ewolucyjne siły, które popychają ludzkość zawsze do góry w stronę jakiejś utopii. Jak wskazuje uwaga Kanta o „poszerzaniu wiedzy i usuwaniu błędów”, postęp w znaczeniu oświeceniowym miał bardziej prozaiczny charakter, łączył w sobie rozum i humanizm. Jeśli sprawdzimy, jak spisują się nasze prawa i obyczaje, wymyślimy sposoby na ich poprawienie, przetestujemy je i zachowamy te, dzięki którym ludziom lepiej się wiedzie, to możemy stopniowo uczynić świat lepszym. Za pomocą tego cyklu teorii i eksperymentu posuwa się do przodu nauka. Mimo że zdarzają się lokalne potknięcia i regresy, nauka pokazuje, że postęp jest możliwy.
Ideału postępu nie należy również mylić z dwudziestowiecznym ruchem na rzecz przebudowy społeczeństwa pod kątem wygody technokratów i planistów — ruchem, który politolog James Scott nazywa autorytarnym wysokim modernizmem. Ruch ten zaprzeczał istnieniu ludzkiej natury, z jej utrudniającymi życie potrzebami piękna, naturalności, tradycji czy intymności. Wychodząc od „czystego obrusa”, moderniści projektowali plany odnowy miast, które zastępowały tętniące życiem dzielnice autostradami, wysokościowcami, wielkimi placami, po których hulał wiatr, i architekturą brutalistyczną. „Ludzkość się odrodzi” — teoretyzowali, będzie „żyła w uporządkowanej relacji do całości”. Chociaż pomysły te czasem łączono ze słowem postęp, miało to charakter ironiczny: „postęp”, który nie kieruje się humanizmem, nie zasługuje na to miano.
Zamiast próbować kształtować ludzką naturę, oświeceniowa nadzieja na postęp koncentrowała się na instytucjach. Zbudowane przez człowieka systemy, takie jak rządy, prawa, szkoły, rynki i organizacje międzynarodowe, są naturalnymi narzędziami do używania rozumu w celu poprawy ludzkiego losu.
W tym sposobie myślenia władza nie pochodzi od Boga, nie jest synonimem „społeczeństwa” ani awatarem narodowej, religijnej lub rasowej duszy. Jest wynalazkiem ludzkim, domyślnie uzgodnionym w ramach umowy społecznej i mającym na celu poprawić los obywateli poprzez koordynowanie ich zachowań i zniechęcanie do samolubnych działań, które mogą być kuszące dla poszczególnych jednostek, ale szkodliwe dla ogółu. Jak to ujęto w najbardziej znanym wytworze Oświecenia, Deklaracji niepodległości, aby zabezpieczyć prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia, między ludźmi wprowadza się rządy czerpiące swoją władzę z przyzwolenia rządzonych.
Do kompetencji rządu należy stosowanie kar. Tacy autorzy, jak Monteskiusz, Cesare Beccaria i amerykańscy ojcowie założyciele, na nowo przemyśleli prawo rządu do krzywdzenia swoich obywateli. Karanie przestępców, argumentowali, nie wynika z mandatu do realizowania kosmicznej sprawiedliwości, lecz stanowi element struktury bodźców, która ma zniechęcać do antyspołecznych zachowań, nie powodując większego cierpienia niż to, któremu zapobiega. Kara powinna być dostosowana do przestępstwa nie po to, żeby wypoziomować jakąś mistyczną wagę sprawiedliwości, lecz po to, aby zagwarantować, że sprawca zatrzyma się na drobnym przestępstwie, zamiast posunąć się do bardziej szkodliwego. Okrutne kary, niezależnie od tego, czy są w jakimś sensie „zasłużone”, nie zapobiegają krzywdom bardziej niż kary umiarkowane, ale bardziej nieuniknione, a ponadto okrutne kary stępiają wrażliwość i brutalizują społeczeństwo, które je stosuje.
Ponadto Oświecenie pierwsze dokonało racjonalnej analizy kwestii zamożności. Punktem wyjścia nie było pytanie, jak rozkłada się bogactwo, lecz jak w ogóle powstaje. Opierając się na źródłach francuskich, holenderskich i szkockich, Smith zwrócił uwagę, że działający w izolacji rolnik i rzemieślnik nie powoła do istnienia obfitości pożytecznych rzeczy. System bazuje na sieci specjalistów, z których każdy uczy się robić coś jak najefektywniej, a następnie wszyscy łączą rezultaty swojej przemyślności, umiejętności i pracy i wymieniają się nimi. Smith podaje słynny przykład producenta szpilek, który wytwarzałby w najlepszym razie jedną szpilkę dziennie, gdyby pracował sam, natomiast w warsztacie, w którym „jeden robotnik wyciąga drut, drugi go prostuje, trzeci tnie, czwarty zaostrza, piąty szlifuje koniec dla osadzenia główki” powstaje ich prawie pięć tysięcy.
Specjalizacja sprawdza się tylko w warunkach rynku, który pozwala specjalistom na wymianę dóbr i usług. Smith wyjaśnił tę aktywność gospodarczą jako formę wzajemnie korzystnej współpracy (mówiąc dzisiejszym żargonem, jako grę o sumie dodatniej): każdy dostaje coś cenniejszego od tego, z czego rezygnuje. W drodze dobrowolnej wymiany ludzie uzyskują korzyść poprzez niesienie korzyści innym. Jak napisał Smith: „Nie od przychylności rzeźnika, piwowara czy piekarza zależy nasz obiad, lecz od ich dbałości o własny interes. Zwracamy się nie do ich humanitarności, lecz do egoizmu”. Smith nie twierdził, że ludzie są bezdusznie samolubni ani że powinni tacy być; należał do najwnikliwszych w dziejach ludzkości badaczy ludzkiego współczucia. Powiedział tylko, że w warunkach rynkowych wrodzona skłonność ludzi do troszczenia się o swoją rodzinę i siebie samych może być korzystna dla wszystkich.
Wymiana może sprawić, że całe społeczeństwo stanie się nie tylko bogatsze, ale też sympatyczniejsze, ponieważ na efektywnie funkcjonującym rynku taniej jest kupować towary, niż je kraść, a inni ludzie są dla nas bardziej wartościowi żywi niż martwi (jak to parę stuleci później ujął ekonomista Ludwig von Mises: „Jeśli krawiec pójdzie na wojnę z piekarzem, od tej pory będzie musiał sam piec sobie chleb”). Wielu myślicieli oświeceniowych, w tym Monteskiusz, Kant, Wolter, Diderot i abbé de Saint-Pierre, propagowało ideał doux commerce, łagodnego handlu. Amerykańscy ojcowie założyciele — George Washington, James Madison, a zwłaszcza Alexander Hamilton — tak zaprojektowali instytucje swojego młodego kraju, aby sprzyjały temu zjawisku.
Wiąże się to z innym ideałem oświeceniowym, a mianowicie pokojem. W dziejach ludzkości wojna była czymś tak powszechnym, że myślano o niej jako o stałym elemencie kondycji ludzkiej i uważano, że pokój nadejdzie dopiero w epoce mesjanistycznej. W okresie Oświecenia nie myślano już jednak o wojnie jako o karze boskiej, którą trzeba znosić z zaciśniętymi zębami, ani jako o chwalebnej rywalizacji, którą trzeba wygrać i się nią radować, lecz jako praktycznym problemie, który należy złagodzić, a kiedyś może rozwiązać. W Wiecznym pokoju Kant przedstawił wiele rozwiązań mających na celu zniechęcenie przywódców do wciągania swoich krajów w wojnę. Obok handlu międzynarodowego zalecał republiki przedstawicielskie (dzisiaj nazywamy je demokracjami), obopólną transparentność, normy zakazujące podboju i ingerowania w wewnętrzne sprawy innych krajów, swobodę podróżowania i imigracji oraz federację państw, które rozsądzałyby spory między sobą.
Mimo wielkiej zdolności przewidywania założycieli, autorów konstytucji i philosophes nie jest to książka oświeceniochwalcza. Myśliciele oświeceniowi byli ludźmi swojej epoki, czyli XVIII wieku. Zdarzali się wśród nich rasiści, seksiści, antysemici, właściciele niewolników czy pojedynkowicze. Wiele kwestii, które ich martwiły, jest dzisiaj dla nas prawie niezrozumiałych, a obok genialnych pomysłów stworzyli też mnóstwo durnych koncepcji. Co istotniejsze, urodzili się za wcześnie, aby poznać część zworników naszego obecnego zrozumienia rzeczywistości.
Oni pierwsi by to przyznali. Jeśli ktoś sławi rozum, to liczy się dla niego spójność myśli, a nie osobowość myślicieli. A jeśli ktoś jest piewcą postępu, to raczej nie może logicznie przekonywać, że wszystko wie. Niczego nie ujmujemy myślicielom oświeceniowym, jeśli wskazujemy na kluczowe idee o kondycji ludzkiej i naturze postępu, które my znamy, a oni nie znali. Według mnie idee te to entropia, ewolucja i informacja.
Źródło: www.legimi.pl
- Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku 2025! - 24 grudnia 2024
- Fizyka a doświadczenie potoczne – Andrzej Łukasik - 16 grudnia 2024
- Koncepcja nauki Philipa Kitchera – Anna Starościc - 6 grudnia 2024