Przeciw empatii. Argumenty za racjonalnym współczuciem
Paul Bloom
Czy to możliwe, że empatia nas ogłupia?
Zatem, jeśli nie empatia, to co zamiast niej?
O tym w kontrowersyjnej, ale pasjonującej książce cenionego amerykańskiego psychologa Paula Blooma. To wybitny specjalista psychologii rozwoju dziecka, psychologii społecznej i psychologii moralności. Uważa, że empatia jest jak reflektor koncentrujący naszą uwagę na sytuacjach wymagających naszego zaangażowania i pomocy. Ale reflektor ma ograniczony zasięg – i na tym polega jeden z problemów z empatią. Nie jedyny.
Często uważamy, że podstawowym źródłem dobra w świecie jest empatia, rozumiana jako umiejętność odczuwania cierpienia innych. To nasze przekonanie wzmacniają przedstawiciele różnych gałęzi nauki: psychologowie, etycy, filozofowie. Jednym z najbardziej znanych orędowników empatii jest Barack Obama, były prezydent Stanów Zjednoczonych.
Paul Bloom uważa inaczej. Według niego tak rozumiana empatia przynosi więcej złego niż dobrego, bo odbiera trzeźwość oceny sytuacji, skłania do podejmowania działań niesprawiedliwych i okrutnych, koncentruje uwagę na szczegółach, a nie na całościowym obrazie.
Nie znaczy to jednak, że Bloom odrzuca każdy rodzaj empatii. W książce Przeciw empatii w błyskotliwy, logiczny i doskonale uargumentowany sposób wyjaśnia, dlaczego wybiera empatię poznawczą zamiast emocjonalnej. Nawołuje, abyśmy przywrócili należne miejsce temu, co uczyniło ludzi tak wyjątkowymi istotami – rozumowaniu.
Paul Bloom jest profesorem psychologii na Yale University. Zdobył międzynarodowe uznanie jako specjalista od psychologii rozwoju dzieci, społecznego rozumowania i moralności. W badaniach skupia się na tym, jak dzieci i dorośli rozumieją otaczający ich świat fizyczny i społeczny. Za działalność naukową i edukacyjną otrzymał wiele nagród. Dotychczas ukazało się osiem jego książek, m.in. To tylko dzieci. Narodziny dobra i zła (pol. wyd. 2013) oraz How Pleasure Works. The New Science of Why we Like What We Like (2010). Jest też autorem wielu artykułów publikowanych w prestiżowych pismach, m.in. „Science”, „Nature”, „New York Times”, „The New Yorker”.
Ze Wstępu
Pewnego pogodnego poranka kilka lat temu siedziałem w domu, próbując uciec od pracy i surfując po internecie, gdy usłyszałem o masakrze w Newtown w stanie Connecticut. Pierwsze doniesienia brzmiały groźnie, ale nie było w nich nic nadzwyczajnego – ktoś kogoś postrzelił w szkole. Stopniowo jednak w mediach pojawiały się szczegóły zdarzenia. Wkrótce dowiedziałem się, że Adam Lanza około dziewiątej rano zabił leżącą w łóżku matkę, a następnie udał się do szkoły podstawowej Sandy Hook Elementary School i zamordował dwadzieścioro małych dzieci oraz sześć dorosłych osób. Potem popełnił samobójstwo.
Wiele można by mówić o motywach, które popchnęły Lanzę do tak strasznego czynu, mnie jednak interesują raczej reakcje nas, obserwatorów. Moja żona chciała pojechać do szkoły, w której uczą się nasze dzieci, i zabrać je do domu. Oparła się tej pokusie – nasi synowie byli nastoletni, a nawet gdyby chodzili do szkoły podstawowej, jej działanie nie miałoby żadnego sensu. Rozumiem jednak powodujący nią impuls. Oglądałem relacje o oszalałych rodzicach, którzy biegli na miejsce zbrodni, i wyobrażałem sobie, co musieli czuć. Nawet gdy myślę o tym teraz, czuję ściskanie w żołądku. Nieco później tamtego popołudnia siedziałem w kawiarni niedaleko mojej pracy. Jakaś kobieta przy stoliku obok szlochała i pociągała nosem, pocieszana przez przyjaciółkę. Z tego, co mówiła, wynikało, że choć nie znała nikogo w Sandy Hook, miała dziecko w tym samym wieku, co ofiary morderstwa.
Zawsze będą zdarzenia, które nas szokują, takie jak ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku czy strzelaniny w miejscach publicznych, które dziś wydają się być niemal na porządku dziennym. Dla mnie jednak i dla ludzi wokół mnie morderstwo w Sandy Hook było czymś innym. To zbrodnia niecodziennie okrutna: zdarzyła się tuż obok nas, a jej ofiarami padły dzieci. Niemal wszyscy, których znałem, mieli jakieś osobiste związki z rodzinami z Newtown. Kilka dni później poszliśmy na czuwanie przy świecach do parku New Haven Green; młodszy z moich synów płakał i przez kilka miesięcy nosił bransoletkę upamiętniającą tych, którzy zginęli.
Oglądałem potem konferencję prasową, na której prezydent ze łzami w oczach mówił o tym morderstwie. Choć mam cyniczny stosunek do polityków, ani przez chwilę nie pomyślałem, że jego zachowanie było wyrachowane. Cieszyłem się, że tak zareagował.
Nasze reakcje na to zdarzenie, zarówno wówczas, jak i później, pozostawały pod silnym wpływem empatii: zdolności – powszechnie uważanej za dar – do patrzenia na świat oczyma innych, do odczuwania tego, co inni czują. Łatwo zrozumieć, dlaczego tak wielu ludzi uważa empatię za potężną siłę, działającą na rzecz dobra i przemiany moralnej. Łatwo pojąć, dlaczego tak wielu ludzi sądzi, iż jedyny problem z empatią polega na tym, że jest jej w nas za mało.
Też w to wierzyłem. I już nie wierzę. Empatia ma swoje zalety. Może być potężnym źródłem przyjemności związanej ze sztuką, wyobraźnią i sportem, może być też cennym aspektem związków intymnych. Ale na ogół jest złym doradcą moralnym. Uzasadnia głupie oceny i często motywuje nas do obojętności i okrucieństwa. Może prowadzić do irracjonalnych i niewłaściwych decyzji politycznych, niszczyć niektóre ważne relacje, na przykład między lekarzem a pacjentem, może sprawić, że będziemy gorszymi przyjaciółmi, rodzicami, mężami i żonami. Jestem przeciwny empatii, a jednym z celów tej książki jest przekonanie czytelników, by również byli przeciwko niej.
Moje stanowisko jest skrajne, jednak daleko mu do absolutnej skrajności. To nie jest jedna z tych dziwnych książek, które bronią psychopatii. Występując przeciw empatii nie twierdzę, że powinniśmy być egoistyczni i niemoralni. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jeśli mamy być dobrymi ludźmi, którzy troszczą się o innych, to lepiej wyjdzie nam to bez empatii.
Mówiąc nieco ostrożniej: w pewnym sensie wyjdzie nam to lepiej bez empatii. Niektórzy ludzie nazywają empatią wszystko, co dobre, uważając ją za synonim moralności, uprzejmości i współczucia. Wiele osób chwalących empatię i domagających się jej propagowania wyraża po prostu pogląd, że byłoby lepiej, gdybyśmy byli dla siebie milsi. Zgadzam się z tym!
Inni uważają empatię za akt rozumienia innych, wchodzenia do ich głów i odkrywania, co myślą. Również i ten rodzaj empatii nie budzi moich zastrzeżeń. Inteligencja społeczna przypomina inne rodzaje inteligencji i można jej użyć jako narzędzia służącego działaniu moralnemu. Zobaczymy zresztą, że ten rodzaj „empatii kognitywnej” bywa przeceniany jako siła powodująca dobro. Ostatecznie zdolność do trafnego odczytywania pragnień i motywacji innych ludzi jest też cechą skutecznych psychopatów, a więc może służyć okrucieństwu i wykorzystywaniu innych.
Rozumienie empatii, które mnie najbardziej interesuje, to akt odczuwania tego, co, jak sądzimy, odczuwają inni – doświadczania tego, czego oni doświadczają. W takim właśnie sensie używa tego terminu większość psychologów i filozofów. Jeśli ktoś chce w szerszym rozumieniu nazywać empatią naszą zdolność do troski o innych, do miłości i dobra, lub w węższym naszą zdolność do rozumienia innych, to nie mam nic przeciwko temu. Nie jestem przeciwko tak rozumianej empatii. Osoby, które rozumieją empatię w ten sposób, powinny przyjąć, że moje argumenty odnoszą się do pewnego procesu psychologicznego, który wielu ludzi – ale nie one – nazywa empatią. Mogą też całkowicie zapomnieć o terminologii i potraktować tę książkę jako rozprawę o moralności i o psychologii moralnej, w której autor zastanawia się, co to znaczy być dobrym człowiekiem.
Chcę rozważyć tezę, że akt odczuwania tego, co, jak sądzimy, czują inni – niezależnie od używanej przez nas terminologii – nie jest tym samym co współczucie, bycie życzliwym, uprzejmym, a przede wszystkim bycie dobrym. Z moralnego punktu widzenia lepiej obywać się bez niego.
Wielu ludzi uważa to twierdzenie za nieprzekonujące. Tak rozumiana empatia jest zdolnością, którą wielu ludzi uważa za bardzo ważną. Często mówi się, że bogaci nie zadają sobie trudu, by przekonać się, jak to jest być biednym, gdyby to bowiem czynili, na świecie byłoby więcej równości i sprawiedliwości społecznej. Gdy dochodzi do strzelaniny, której ofiarą padają nieuzbrojeni Afroamerykanie, lewicowi komentatorzy twierdzą, że policja nie ma dość empatii dla czarnoskórych nastolatków, zaś prawicowi komentatorzy dowodzą, że krytycy policji nie mają dość empatii, by pojąć, jak to jest mieć codziennie do czynienia z trudnymi, stresującymi i niebezpiecznymi sytuacjami. Mówi się, że biali nie mają dość empatii dla czarnych i że mężczyźni nie są dość empatyczni wobec kobiet. Wielu komentatorów zgodziłoby się z Barackiem Obamą, że konflikt izraelsko-palestyński skończy się tylko wówczas, gdy każda ze stron „nauczy się wchodzić w skórę drugiej”. W jednym z kolejnych rozdziałów wspomnimy o psychologu, który dowodzi, że nigdy nie doszłoby do Holokaustu, gdyby tylko naziści mieli więcej empatii. Wielu ludzi uważa, że gdyby lekarze i terapeuci mieli więcej empatii, lepiej wykonywaliby swój zawód, zaś gdyby niektórzy politycy mieli więcej empatii, nie wspieraliby fatalnych poczynań politycznych. Z pewnością wielu uważa, że gdyby ważni dla nich ludzie mieli więcej empatii, gdyby mogli rzeczywiście wczuć się w ich życie, zachowywaliby się o wiele lepiej.
Uważam, że wszystko to nieprawda. Problemy, z którymi zmagamy się w życiu społecznym i osobistym, rzadko wynikają z braku empatii. Co więcej, często wynikają one z jej nadmiaru.
Moja książka nie jest po prostu atakiem na empatię. Chodzi mi o coś więcej. Chcę przedstawić argumenty na rzecz świadomej, rozważnej refleksji w życiu codziennym, dowodząc, że powinniśmy starać się posługiwać raczej głową niż sercem. Czynimy to już w znacznym stopniu, ale powinniśmy pracować nad tym, by robić w tym kierunku jeszcze więcej.
To nie jest popularny pogląd: niektórzy nazwą go głupim i naiwnym. Wielu moich kolegów twierdzi, że nasze najważniejsze osądy i czyny są wynikiem procesów neuronalnych, niedostępnych naszej świadomości. Najsilniejszą wersję tej tezy przypisuje się zwykle Zygmuntowi Freudowi, ale ostatnio odżywa ona, niekiedy w najbardziej skrajnej formie. Niezliczoną ilość razy słyszałem twierdzenia filozofów, krytyków czy intelektualistów, którzy głosili w przestrzeni publicznej, że psychologowie dowiedli, jakoby nie jesteśmy istotami rozumnymi.
To odrzucenie rozumu szczególnie widać w dziedzinie moralności. Popularny jest teraz pogląd, że o sądach w kwestii dobra i zła decydują intuicje powodowane uczuciami takimi jak empatia, gniew, odraza czy miłość oraz że systematyczna refleksja i rozumność nie mają w tej kwestii zasadniczo żadnego istotnego znaczenia. Jak mówi Frans de Waal, nie żyjemy w epoce rozumu, żyjemy w epoce empatii.
Mogłoby się zdawać, przynajmniej niektórym, że nasze poglądy na takie kwestie, jak aborcja czy kara śmierci, są wynikiem wnikliwych rozważań, zaś nasze konkretne akty moralne, takie jak decyzja o wsparciu jakiejś akcji charytatywnej czy odwiedzinach przyjaciela w szpitalu – podobnie jak okradzenie sklepu czy wykrzykiwanie przez okno samochodu rasistowskich obelg – są efektem świadomego procesu podejmowania decyzji. Słyszymy jednak, że to nieprawda. Jak twierdzi Jonathan
Haidt, nie jesteśmy sędziami; jesteśmy prawnikami, dorabiającymi wytłumaczenia do już dokonanych czynów. Rozum jest bezsilny. „Czcimy racjonalność”, mówi de Waal, „ale gdy robi się gorąco, przypisujemy jej niewielkie znaczenie”.Niektórzy autorzy posuwają się nawet do twierdzenia, że emocjonalny charakter moralności to coś dobrego. Moralność to coś, o czym nie należy zanadto rozmyślać. Wielu naszych bohaterów moralnych, realnych i fikcyjnych, to nie racjonalni maksymaliści czy etyczni mędrcy, to ludzie serca. Huckleberry Finn, wiewiórka Pip, Jack Bauer, Jezus, Gandhi, Martin Luther King byli istotami wielkich uczuć. Rozumność rodzi takie potwory, jak Hannibal Lecter czy Lex Luthor, pozbawiony wszelkich zasad przeciwnik Batmana.
Nie chcę powiedzieć, że taki pogląd na umysł i moralność jest całkowicie błędny. Wiele sądów moralnych nie wynika ze świadomych rozważań. Co więcej, w mojej poprzedniej książce To tylko dzieci poświęconej początkom zmysłu moralnego, dowodziłem, że nawet małe dzieci mają jakiś zmysł dobra i zła – a przecież nie rozumują one świadomie. Istnieje wiele dowodów na to, że podstawy moralności ewoluowały w procesie doboru naturalnego. Nie wymyśliliśmy ich.
Jest też oczywiste, że emocje odgrywają wielką rolę w naszym życiu moralnym – i czasem dobrze, że tak właśnie jest. Niezbędności uczuć bronił Konfucjusz i inni chińscy mędrcy jego epoki, a także filozofowie szkockiego oświecenia; pogląd ten potwierdzają również wyniki współczesnych badań w zakresie nauk kognitywnych i neuronauk. Istnieje wiele dowodów na to, że uszkodzenie części mózgu odpowiedzialnych za emocje może mieć destrukcyjny wpływ na ludzkie życie. Mój kolega David Rand przeprowadził niedawno badania, z których wynika, że nasze instynktowne, intuicyjne decyzje często prowadzą do współpracy i życzliwości, natomiast decyzje podejmowane powoli i rozważnie czasem sprawiają, że działamy gorzej.
Napisałem jednak tę książkę, ponieważ uważam, że przeceniamy naszą emocjonalną naturę. Mamy wprawdzie przeczucia i intuicje, ale możemy je pomijać, potrafimy zastanawiać się nad problemami, także nad kwestiami moralnymi, i dochodzić do wniosków, które nas zaskakują. Myślę, że na tym właśnie polega prawdziwe działanie. To właśnie czyni nas specyficznie ludzkimi i daje nam możliwość bycia lepszymi dla siebie nawzajem, tworzenia świata, na którym jest mniej cierpienia, a więcej powodzenia i szczęścia. […]
Spis treści
- Wstęp 11
- Rozdział 1. W cudzej skórze 25
- Rozdział 2. Anatomia empatii 67
- Rozdział 3. Dobre uczynki 97
- Interludium Polityka empatii 127
- Rozdział 4. Bliskie relacje 143
- Interludium Empatia jako fundament moralności 179
- Rozdział 5. Przemoc i okrucieństwo 193
- Rozdział 6. Epoka rozumu 231
- Podziękowania 263
- Indeks nazwisk 267
- Tytuł: Przeciw empatii. Argumenty za racjonalnym współczuciem
- Autor: Paul Bloom
- Wydawnictwo: Charaktery
- Tłumacz: Marek Chojnacki
- Ilość stron: 272
- Transhumanizm. Od przodków do awatarów - 27 grudnia 2024
- Kognitywistyka. Słowniki społeczne, Tom XIII - 26 grudnia 2024
- Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku 2025! - 24 grudnia 2024